Hej, dziś o gumach :)

Jak czegoś się używa, nawet z dbałością, to i tak się trochę zużywa. I tak jest z oponami rowerowymi. O dętkach nie wspomnę - rocznie przynajmniej raz wymieniam w oponie, z reguły jakiś mikro element zrobi przebicie i dupa. Oponki - czyli ten element, który stale styka się z powierzchnią (no dobrze, na 99% czasu stale), który ciągle ma styczność z różnego rodzaju nawierzchnią (od asfaltów, przez kostki i płyty chodnikowe po szuter czy piach), ale też i ogólnie zabrudzeniami (szkło, metalowe opyłki, plastik, itp) też się zużywają i trzeba zmienić.

Swoich opon specjalnie nie niszczyłem - choć można to zrozumieć dwojako. Specjalnie nie jeździłem po zabrudzonych miejscach, starałem się unikać wszelkiego rodzaju nie przyjemnych środowisk. Ale też specjalnie przecież jeździłem po kilka tysięcy kilometrów rocznie na nich :)

Do rzeczy - pora na nowe opony, bo stare, które są ze mną od sierpnia 2013 roku, po przejechaniu bagatela 21 tys. km wyglądają tak:



Styrane, zniszczone, ale jeszcze dobre - da się spokojnie na nich jeździć, ale wiecie - kwestia przyjemności i bezpieczeństwa. Jak chyba widzicie jedna w gorszym stanie od drugiej. Ta po prawej przez 15 tys. km była na tylnym kole, dlatego bardziej zjechana i co możecie zobaczyć na górze zdjęcia - bardziej płaska.

Dla porównania nowe oponki - ten sam model - wyglądają tak:


Na zdjęciu jeszcze świeżak, ale trochę na nich pokręciłem i dużo fajniej jest :D

Może jeszcze raz zerknijcie na stare oponki, trochę z innej perspektywy (fajnie widać mikro uszkodzenia):


I to by było na tyle na dziś. Trzymajcie kciuki, żebym chociaż nadgonił zaległości na gkp.blox.pl :)